Modny Kraków

Nauka dobroczynności

Jesteśmy dla innych. Ale jak im pomagać, skoro źle udzielona pomoc może wyrządzić więcej szkody niż pożytku? Do tego komu tak właściwie powinniśmy pomóc? I czy Polacy mają powód, by angażować się w pomoc charytatywną na terenie odległych krajów? – wyjaśnia Janina Ochojska – Okońska.

Modny Kraków: Czy uważa Pani, że każdy z nas ma w sobie potrzebę, chęć niesienia pomocy innym ludziom? Czy może to jest cecha, którą trzeba w sobie wyćwiczyć, a następnie skrupulatnie ją pielęgnować przez lata?
Janina Ochojska: Jestem przekonana, że pomagania trzeba się uczyć, bo wymaga to jednak pewnej wiedzy. Pomoc może być udzielona źle, a wtedy niszczy człowieka. Trzeba naprawdę uważać na to, co rozumiemy przez słowo „pomoc” i nieść wsparcie tak, żeby nie demoralizować ludzi. Nieodpowiednią pomocą można bardzo łatwo zdemoralizować potrzebujących. Dobrym przykładem jest nasza pomoc społeczna, która utrzymuje ludzi niewielkimi zasiłkami. Zaczynają oni uważać, że coś im się należy, że nie muszą w żaden sposób zapracować na to, aby ten zasiłek otrzymać. Pieniądze nie pozwalają im zmienić swojego życia, tylko utrwalają biedę. Kolejne pokolenia żyją z tych zasiłków i to są właściwie ludzie straceni, dlatego, że naturalna zdolność do tworzenia, kreowania swojego życia zostaje w nich zniszczona. Dlatego pomocy na pewno trzeba uczyć! Chociaż jestem przekonana o tym, że każdy z nas jest stworzony dla drugiego człowieka. Nie istniejemy po to, żeby żyć dla siebie, tylko dla innych. A bycie dla innych wyraża się właśnie przez pomoc, która jest naturalnie wpisana w nasze jestestwo.

Z tego właśnie faktu wzięła się zmiana profilu pomocy niesionej przez Państwa organizację? Początkowo były to przecież głównie konwoje z jedzeniem, środkami czystości – takimi doraźnymi formami wsparcia. Natomiast obecnie Polska Akcja Humanitarna stara się bardziej, można powiedzieć: pomóc ludziom, żeby na nowo odnaleźli się w trudnej rzeczywistości.
Tak, my się przecież też cały czas uczymy. Jak wysyłaliśmy pierwszy konwój, to nie myśleliśmy, że z tego urośnie taka organizacja. Potem, jak już zdawaliśmy sobie sprawę, że stworzyliśmy coś trwałego, no, w miarę trwałego, bo na tę trwałość trzeba dalej pracować, uświadomiliśmy sobie, jak oddziałujemy na społeczeństwo polskie. Dlatego, aby być rozpoznawalnym jako organizacja, musieliśmy zawęzić obszar swojej działalności i wybrać pewne dziedziny, w których będziemy się specjalizować.

Na czym więc obecnie polega ta pomoc? Gdzie ogniskują się Państwa wysiłki, mające na celu wspieranie ludzi pokrzywdzonych i cierpiących zarówno z powodów toczących się wojen i konfliktów zbrojnych, jak i w wyniku klęsk naturalnych w różnych częściach globu?
Pomoc, której udzielamy, widzimy w perspektywie praw człowieka, bo każdy ma prawo do rozwoju, ma prawo dostępu do pitnej wody, ma prawo do edukacji. Często nie myślimy o tych wartościach jako o przynależnych prawach. Edukacja? Jest dla nas oczywiste, że nasze dzieci się uczą, ale nie zastanawiamy się nad tym, że każde dziecko ma prawo do edukacji, a istnieją na świecie takie, które są tego prawa pozbawione. I należy zrobić wszystko, żeby one także mogły zdobywać wykształcenie. Perspektywy naszego działania się poszerzają, bo zaczynamy widzieć problemy bardziej globalnie i to też wpływa na sposób działania. Na przykład kiedyś po prostu budowaliśmy szkołę, albo prowadziliśmy różne programy edukacyjne – wyposażanie sal komputerowych, nauka obsługi komputera, języka angielskiego… Teraz oprócz tego prowadzimy w Polsce kampanię edukacyjną, której celem jest pokazanie, że na przykład w Afganistanie dzieci są pozbawione prawa do nauki. Pokazujemy sytuację szkół. Na ponad 8 tysięcy szkół 5 tysięcy nie ma budynku! Dzieci się uczą, siedząc na trawie pod drzewem, do którego przybita jest tablica… i w takich warunkach nauczyciel musi przekazywać im wiedzę. Do tej „szkoły” dzieci chodzą czasami po kilkanaście kilometrów, dzień w dzień. To wskazuje też, jaka jest potrzeba nauki, ale trzeba tym dzieciom stworzyć odpowiednie warunki, pozwolić im się rozwijać.

Rodzi się tu szereg ważnych i trudnych pytań: Jak bardzo potrzebne są akcje edukacyjne, które mają uczyć ludzi, że trzeba pomagać innym? Czy przynoszą one zamierzony skutek? Czy Polacy chętnie pomagają potrzebującym i w jaki sposób można najskuteczniej nakłonić ich do tej formy dobroczynności?
Każdego roku organizujemy Kampanię Wodną. Ze środków uzyskanych ze sprzedaży promujących ją bransoletek wybudowaliśmy pierwszych osiem studni w Sudanie. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, czym jest brak wody, dlatego nasza akcja ma na celu zaprezentowanie Polakom, jakie są problemy z wodą na świecie, co to oznacza dla pojedynczego człowieka. Uświadamiamy też, że prawo dostępu do pitnej, czystej wody jest tym ludziom odebrane, a co najważniejsze – pokazujemy, w jaki sposób można im pomóc. I zachęcamy do tego. W naszym sklepiku sprzedajemy różne „gadżety”, z których dochód jest przeznaczony na ten cel, ale przekazujemy też informacje o tym, jak pomóc, dlaczego pomóc – czyli budujemy świadomość. Pierwsza Kampania Wodna przyniosła nam 16 tysięcy złotych, ale już piąta – ponad pół miliona! To pokazuje, że kampanie uwrażliwiające społeczeństwo na problemy innych są bardzo ważne, bo dzięki nim Polacy dowiadują się o innej rzeczywistości i uczą się, w jaki sposób można zmienić świat za pomocą drobnych gestów. Bo nie istnieje pojęcie małej i wielkiej pomocy – każdy dobry czyn jest ważny!

Czy świadomość społeczna wzrasta? Czy zauważa Pani zmianę w mentalności Polaków na przestrzeni tych kilku lat istnienia Polskiej Akcji Humanitarnej?
Tak, na pewno świadomość społeczna wzrasta. Wiemy jednak, że aby rozwijać naszą działalność, musimy sobie budować wśród Polaków zrozumienie dla idei pomocy ludziom z innych krajów, ale też pokazywać zależności, jakie są pomiędzy nami, czyli ludźmi żyjącymi we względnie bogatym państwie i ludźmi z krajów najuboższych. Ta zależność jest niestety zależnością niszczącą. My, cywilizacja zachodu, jesteśmy nastawieni bardzo konsumpcyjnie. Kupujemy wciąż kolejne dobra: ilość samochodów, telewizorów i tak dalej jest w naszym społeczeństwie ogromna. Natomiast nie zdajemy sobie sprawy z tego, że tą naszą konsumpcją niszczymy możliwość rozwoju ludzi w najbiedniejszych krajach. No i konkretne przykłady – pragniemy mieć dużo ubrań. Zmieniamy je co sezon i chcemy je oczywiście kupić jak najtaniej, ale aby tak się stało, to ktoś musi je tanio wyprodukować. Robią to dzieci, które dostają za tę bardzo ciężką, wielogodzinną pracę tylko żywność, i to często byle jaką. Przyczyniamy się więc pośrednio do tego, że wykorzystuje się dzieci do pracy. To buduje konieczność naszej odpowiedzialności za życie ludzi w najbiedniejszych krajach.

To trochę taki „system naczyń połączonych”?
Dokładnie! Będąc członkami Unii Europejskiej korzystamy z dopłat, ale to oznacza, że nasze produkty są tańsze, w związku z tym będziemy kupowali produkty europejskie: na przykład bawełnę z Portugalii lub Hiszpanii, a nie z Burkina Faso, które w 80% żyje z jej produkcji. Tym samym ograniczamy rozwój najuboższych krajów, które mogłyby się rozwijać, gdyby nie to, że my chcemy żyć jak najlepiej. Z tej przyczyny kraje bogate muszą ponosić odpowiedzialność właśnie dlatego, że są bogatsze. No, ale kiedy tak będzie? Oczywiście wtedy, kiedy będziemy tego świadomi. Kto może budować tę świadomość? Między innymi my się tego podjęliśmy i muszę powiedzieć, że to daje pozytywne i zauważalne efekty. Myślę, że upłynie jeszcze kilka lat i będziemy mieli do czynienia w Polsce z zupełnie innym społeczeństwem, bo młodzi ludzie już zupełnie inaczej patrzą na te problemy. Przede wszystkim są ich świadomi.

Swoją drogą, żeby to zrozumieć, trzeba chyba być wcześniej uwrażliwionym na te problemy, bo inaczej pewne działania, na przykład zakupowe, podejmuje się nieświadomie i często zupełnie bezrefleksyjnie. Proszę powiedzieć, czy trudno się było zdecydować na wybór konkretnych dziedzin, w których pomoc jest teraz niesiona? Bo potrzeb jest przecież oczywiście bardzo dużo. Co przesądziło o tym, że to właśnie edukacja, dostęp do wody i rolnictwo stały się priorytetami Państwa działalności i czy to był trudny wybór?
Jeśli chodzi o wodę, to powiedziałabym, że w pewnym sensie był to przypadek. W 2000 roku w Groznym, widząc, że ludzie nie mają tam wody pitnej, wymyśliliśmy sposób na dostarczanie jej – po prostu założyliśmy na ujęciu wody filtr, który oczyszczał 15 tysięcy litrów na godzinę. Dostarczaliśmy tę wodę najpierw do szpitali, potem do szkół. Rozpoczęty w ten sposób program trwał przez 6 lat: w sumie mieliśmy potem 5 filtrów, kilkadziesiąt ciężarówek, 300 punktów, do których rozwoziliśmy wodę… To był ogromny wysiłek logistyczny. Wtedy zdaliśmy sobie też sprawę z tego, jaką wartością jest woda. Właściwie ten program w Czeczenii to był taki pierwszy duży program wodny. Potem także w innych krajach zajmowaliśmy się przede wszystkim dostarczaniem poszkodowanym pitnej wody. Odbudowywaliśmy też szkoły, bo mamy świadomość, że edukacja jest takim czynnikiem, który powoduje rozwój i tylko wyedukowane narody mogą sobie poradzić z tymi problemami, z którymi się borykają. No a program rolniczy narodził się tak trochę z powodu tej wody. Dostęp do niej oznacza możliwość produkowania żywności, a to powoduje uniezależnienie się od konieczności jej dostarczania. Ludzie powinni mieć możliwość sami wytwarzać dla siebie żywność, a nie opierać się na dostawach humanitarnych. To jest zawsze destrukcyjne, zwłaszcza jeżeli trwa długo. No więc w taki właściwie naturalny sposób te trzy dziedziny nam się połączyły.

I tylko na tych działaniach skupia się obecnie Pani organizacja? W Polsce Polska Akcja Humanitarna jest kojarzona chyba przede wszystkim z programem „Pajacyk”…
Nie, oczywiście, że nie zajmujemy się wyłącznie wodą, edukacją i rolnictwem. Jest jeszcze jedna dziedzina – to szeroko pojęta walka z głodem. Bardzo chcielibyśmy mieć większy program z tym związany, który byłby realizowany nie tylko w Polsce. Pragniemy, żeby Pajacyk pomagał dzieciom, które umierają z głodu w różnych krajach. Teraz mamy trzy lata na zbudowanie taktyki, która pozwoliłaby nam tego Pajacyka rozszerzyć, a jednocześnie musimy jakoś przekonać ludzi, którzy wspierają tę akcję, bo dożywia dzieci polskie, żeby zrozumieli i zaakceptowali fakt, że będziemy dożywiać również inne dzieci. Musimy to zrobić mądrze, żeby tego Pajacyka nie zniszczyć, bo jest to teraz rzeczywiście bardzo znana, popularna i lubiana przez ludzi akcja.

Tu się od razu automatycznie nasuwa pytanie, które na pewno bardzo często Pani słyszy, bo wszyscy je Pani zadają. Jest to popularny zarzut: że przecież w Polsce też jest bieda, że ludzie w Polsce też potrzebują pomocy. Ludzie często zastanawiają się: dlaczego my wysyłamy pomoc gdzieś daleko, jak u nas też wiele osób cierpi?
W Polsce bardzo potrzebna jest pomoc i my absolutnie tego nie negujemy, wręcz przeciwnie – w tę pomoc się włączamy. Natomiast musimy sobie powiedzieć, że Polska pod względem rozwoju jest na 37 miejscu na świecie na liście 189 krajów. To znaczy, że nasz kraj jest dobrze rozwinięty i ma struktury pomocowe. Gdyby się tak zastanowić, to jest co najmniej 5 organizacji, które mają strukturę ogólnopolską i zawsze są gotowe do niesienia pomocy. To jest gmina, parafia, Polski Czerwony Krzyż, Caritas i Polski Komitet Pomocy Społecznej. Oprócz tego jest bardzo dużo organizacji pozarządowych, które zajmują się pomocą społeczną. Właściwie każdy może gdzieś otrzymać wsparcie. A w takich krajach, jak na przykład Sudan – takie organizacje w ogóle nie istnieją. Nie ma kto ludziom wybudować studni. Ludzie mogą sobie najwyżej wykopać dołek w ziemi, ale nie będzie w nim wody zdatnej do picia. A poza tym wydaje mi się, że my, Polacy, myślimy sobie w ten sposób: jesteśmy narodem, w którym zrodziła się solidarność, jesteśmy narodem, który może pochwalić się tym, że obalił komunizm. Jesteśmy też narodem, który otrzymał bardzo dużo pomocy od wielu krajów i do dzisiaj tę pomoc otrzymuje. Nam pomagają – to dlaczego my nie mamy pomóc? Ja sobie nie wyobrażam, żeby Polska była krajem egoistycznym, który myśli tylko o sobie. Nawet najbogatsze kraje mają ludzi biednych i pomoc im nie przeszkadza w podzieleniu się też z innymi. A my mamy się czym podzielić, nie odbierając nikomu tutaj. Bo przecież ci, którzy wspierają naszą organizację po to, żebyśmy mogli pomagać w innych krajach, decydują o tym, że chcą, aby ich pieniądze poszły do Czeczenii, do Afganistanu, na Sri Lankę, do Palestyny, do Sudanu, do Darfuru – tam wszędzie, gdzie działamy. My niejako wypełniamy też wolę ofiarodawców.

Ja myślę, że my, jako naród, pominąwszy nasz światopogląd chrześcijański, który motywuje nas w oczywisty sposób do pomocy ludziom słabszym i pokrzywdzonym, na wzór miłosiernego Samarytanina z przypowieści, mamy tak skomplikowaną historię, że odczuwamy silną empatię w stosunku do ludzi, którzy cierpią z różnych powodów. Nasza przeszłość predestynuje nas do współczucia i pomocy narodom, które są w trudnej sytuacji.
Oczywiście. Tym bardziej, że często na przykład Czeczeni identyfikują się z Polską, bo mówią, że mieliśmy te same problemy. I zawsze uważali, że Polacy są takim narodem, który ich rozumie, ponieważ przeżyliśmy to samo. To też nas w jakiś sposób zobowiązuje. Czeczeni oczekują od nas pomocy także ze względu na tę wspólność historii.

Właśnie: jak to jest z tym oczekiwaniem pomocy? Tu się pojawiają dwa problemy: czy łatwiej jest przyjąć pomoc od kogoś, kto potrafi się wczuć w naszą sytuację, z kim potrafimy się, jako pokrzywdzeni, identyfikować i czy ta pomoc jest zawsze chętnie przyjmowana? Bo są przecież takie narody, które są bardzo dumne, i mimo tego, że cierpią, nie chcą przyjmować pomocy, bo czują się wtedy upokorzone.
To wszystko zależy od sposobu udzielania pomocy. Nawet najbardziej dumny naród, jakim są Afgańczycy, chętnie przyjmuje pomoc, jeśli jest ona udzielana w taki sposób, który nie niszczy ich godności. Jeżeli przyjdzie się do wioski afgańskiej i nie rozmawiając z nikim wybuduje się na środku głównego placu studnię, to nikt z niej nie będzie brał wody, ponieważ jest to dla nich coś obcego. Ale jeżeli budowa studni zostanie uzgodniona z lokalną starszyzną, która wyznaczy pod nią miejsce, która będzie współpracowała przy jej budowie, to zostanie ona przyjęta z radością i wdzięcznością. Bardzo często przy udzielaniu pomocy stosujemy zasadę współpracy, czyli ci, którzy otrzymują wsparcie są tak naprawdę naszymi partnerami. Robimy coś razem – oni coś mają: wiedzę, pewne umiejętności, które możemy wykorzystać, żeby mogli sobie pomóc, a my mamy środki. I razem to połączone – może dać dobre efekty. I tak udzielana pomoc na pewno zawsze zostanie przyjęta, zwłaszcza jak będzie udzielana zgodnie z zasadami i ze zwyczajami danej społeczności. Trzeba uważać na tradycje lokalne, które są bardzo ważne i zanim się udzieli pomocy trzeba je poznać po to, żeby razem z ludźmi ustalić rodzaj ofiarowanego wsparcia. Wtedy nie ma obaw – pomoc zostanie przyjęta przez najbardziej dumnych ludzi, bo tak naprawdę człowiek, który potrzebuje pomocy, znajduje się w takiej sytuacji, że albo przyjmuje ją, depcząc swoją godność w myśl zasady: aby moje dzieci przeżyły, albo odrzuca ją, bo godność jest dla niego najważniejsza. Dlatego właśnie udzielanie pomocy jest sztuką i zasady tej sztuki trzeba szanować.

Zaczęłyśmy od postawienia tezy, że pomocy trzeba się uczyć, nasza rozmowa zatoczyła więc koło. Bardzo dziękuję, że zgodziła się Pani podzielić z nami swoimi uwagami na temat konieczności niesienia pomocy innym ludziom.

Rozmawiała Magdalena Wróbel
Zdjęcia portretowe: Agnieszka Kantaruk
Zdjęcia z misji: archiwum PAH

Leave a Reply