Albin Marciniak, szef Klubu Podróżników „Śródziemie” mieszkał w wielu miastach świata, ale przekonuje, że to właśnie stolica Małopolski jest najlepszym miejscem do życia. Krakowianom przybliża zaś egzotyczne kraje i kultury.
W każdy poniedziałek o godzinie 19 w „Piwnicy pod Baranami” gromadzą się miłośnicy podróży. Pokaz slajdów okraszony opowieściami z dalekich krajów, spotkania ze znanymi podróżnikami, dyskusje z ekspertami dziedzin powiązanych z odkrywaniem świata – wszystko to odbywa się w ramach Klubu Podróżników „Śródziemie”, który niedawno zagościł przy Rynku Głównym 27. Nowa lokalizacja to również nowy rozdział w historii „Śródziemia” prowadzonego przez niestrudzonego propagatora turystyki Albina Marciniaka. To właśnie on nakłania ludzi do tego, by wyruszali odkrywać nowe miejsca i dzielili się z innymi tym, co widzieli.
– Kiedy Klub Podróżników „Śródziemie” rozpoczął swoją działalność?
– Można przyjąć, że formalnie stało się to trzy lata temu. Był to wrzesień 2008, kiedy zorganizowałem zlot podróżników u podnóża Bieszczad czyli w Tyrawie Solnej. Wówczas na zlot zaprosiłem m.in. Leszka Cichego, naszego himalaistę, (który będzie poprowadzi slajdowisko w „Piwnicy pod Baranami” 21 lutego) i właśnie tam grupa ludzi pokazywała slajdy wszystkim uczestnikom zlotu. Można powiedzieć, że było to slajdowisko na wyjeździe. Po tym trzydniowym zlocie w Bieszczadach umówiliśmy się na wspólne oglądanie kolejnych zdjęć w Krakowie. Był laptop, był rzutnik, przyszło około 15 osób, wspominaliśmy naszą imprezę bieszczadzką. I gdzieś tam, na krawędzi myśli rzuciłem taki pomysł, żeby od nowego roku raz w miesiącu spotkać się, zaprezentować jakieś slajdy.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, zaskakująca. Już na następny dzień ktoś wyszedł z pomysłem: spotkajmy się, ktoś pokaże kolejne zdjęcia. Wówczas byli to Zbyszek Marcinkiewicz i Jasiu Korlatowicz którzy zaprezentowali swoje zdjęcia „Tatry, narty, mróz” czyli tatrzański skiing. To był taki pierwszy, wyraźny sygnał, że ludziom związanym z podróżami potrzebne jest stałe miejsce i czas, w którym mogliby się spotykać i dzielić doświadczeniami. Taka właśnie myśl zakiełkowała w mojej głowie. Nie od razu miałem odwagę by myśleć, że znajdzie się aż tylu zainteresowanych by zapełnić kalendarz spotkań na cały rok, ale wraz z napływającymi słowami zaciekawienia byłem coraz bardziej przekonany, że coś jednak trzeba zrobić! Pierwszym miejscem gdzie zaczęliśmy organizować stałe spotkania był krakowski Pub „Dziewiątka” przy ul. Szewskiej, ale po zaledwie kilku spotkaniach okazało się, że wszystkich zainteresowanych w dostępnym miejscu nie sposób pomieścić. Wtedy rozpocząłem poszukiwanie nowej lokalizacji i tak od 12 stycznia 2009 co poniedziałek społeczność podróżników zaczęła się spotykać w Pubie „Śródziemie” przy Placu Wszystkich Świętych. Czas upływał i problem powtórzył się ponownie. Sala, która służyła nam przez rok znów okazała się zbyt mała. Ludzie chcący obejrzeć slajdy, porozmawiać z ich autorem musieli tłoczyć się w przejściu i na schodach.
Dodatkowej popularności przysporzył nam cykl, w ramach którego, organizowaliśmy spotkania z autorami książek podróżniczych i osobami o naprawdę wielkim dorobku. Gośćmi klubu byli między innymi Leszek Cichy, Jasiek Mela, Marek Kamiński czy Tomek Michniewicz. Nie trudno sobie wyobrazić jak wiele osób chciało wziąć udział w spotkaniu z takimi podróżnikami! Wtedy procedura poszukiwań miejsca rozpoczęła się po raz kolejny i tak trafiliśmy w gościnne progi „Piwnicy pod Baranami”. Tutaj, gdzie scena przystosowana jest do profesjonalnych przedstawień mamy ogromny komfort spotkań. A podróżników, którzy do nas zaglądają wciąż i wciąż przybywa.
-Czy kiedy zaczynaliście istniały już w Polsce podobne, cykliczne spotkania przy slajdach?
-Slajdowiska oczywiście istniały więc nie można powiedzieć, że wymyśliłem coś zupełnie oryginalnego. Tego rodzaju nieregularne spotkania odbywały się jednak głównie w środowiskach akademickich i skierowane były do bardzo ścisłej grupy odbiorców. Innowacyjność Klubu Podróżników „Śródziemie” polegała właśnie na nadaniu cykliczności tym spotkaniom i na skierowaniu ich do szerokiej publiczności. Do nas – od zawsze – mógł przyjść każdy zainteresowany tematem. Bez znaczenia był, i wciąż jest, fakt czy to osoba z podróżniczym dorobkiem czy nie. Z czasem podróżnicze poniedziałki stały się ideą znajdującą naśladowców w całej Polsce. Powstało wiele klubów, które, tak jak „Śródziemie” organizują slajdowiska według przetestowanego przez nas pomysłu. Można powiedzieć, że przetarliśmy dla nich szlaki. Jest to miłe, że znajdują się naśladowcy, że ten pomysł spodobał się i zyskał uznanie.
-Dlaczego wybraliście właśnie poniedziałek jako stały dzień spotkań?
-Bo to dzień idealny! Właśnie skończył się weekend, ludzie wracają z różnych wyjazdów, są w nastroju do mówienia o nich i słuchania co inni mają do powiedzenia, a jednocześnie nie są jeszcze zmęczeni i przytłoczeni obowiązkami. Dodatkowym atutem jest fakt, że w poniedziałki organizowanych jest niewiele imprez, co wcale nie oznacza, że ludzie chcą siedzieć w domu, a raczej tylko to, że niewielu organizatorom się chce przygotowywać coś dla publiczności już w pierwszym dniu tygodnia.
-Panu chce się organizować, pomimo że tworzenie Klubu to dla Pana pasja, którą zajmuje się Pan poza pracą zawodową. To, trzeba przyznać, duże i absorbujące wiele uwagi przedsięwzięcie. Ile osób zaangażowanych jest w organizowanie wydarzeń w ramach Klubu?
-Na stałe nie ma zbyt wielu chętnych do angażowania się w przedsięwzięcia non-profit. Aktualnie pomaga mi Rafał Zięba, któremu za to ogromne dzięki. Wcześniej pracowaliśmy wespół z Andrzejem i Basią Pasławskimi, ale zajęli się innymi projektami i nasze drogi się rozeszły. Działało też, w ramach Klubu sporo osób, które oczekiwały, że ta działalność będzie mieć jakieś przełożenie komercyjne, jednak tak się nie stało więc zniechęcali się. Oczywiście nie chciałbym tego w jakiś sposób wartościować, ale z pewnością mogę potwierdzić, że przedsięwzięcia edukacyjne, kulturoznawcze, a takim jest Klub Podróżników „Śródziemie”, które nie są nastawione na zarobek, nie znajdują wielu entuzjastów, którzy chcą poświęcić swój czas wolny na pracę przy nich bez czerpania korzyści finansowych.
-Pan z dużą wytrwałością chce.
-Całe moje dorosłe życie poświęciłem propagowaniu idei podróżowania, odkrywania świata. Sam zjeździłem wiele krajów, mieszkałem w wielu miastach od Neapolu po mroźne zakątki północnej Szwecji. Wierzę i wiem, że podróżowanie nie tylko wzbogaca wewnętrznie każdego kto się na nie decyduje, ale też ma podwójny sens wówczas gdy dzielimy się z innymi własnymi doświadczeniami.
-Dlaczego na miejsce stałego zamieszkania wybrał Pan ostatecznie właśnie Kraków? Co przesądziło o tym , że przedłożył go Pan ponad słoneczne Włochy czy słynącą ze społecznych wygód Szwecję?
Kraków to miejsce magiczne w pełnym znaczeniu tego słowa. Uwielbiałem mieszkać w Pradze. Czas spędzony
w Neapolu, Rzymie uważam za wspaniały bo to piękne, tętniące życiem miasta. Znakomicie wspominam nieodległy Budapeszt, mieszkałem też przez dłuższy czas w Feegen, małej szwedzkiej miejscowości. Szukałem swego miejsca na przykład w Kaliningradzie, a to doprawdy niedoceniane, imponujące miasto portowe. Próbowałem też w Polsce. Mieszkałem przez jakiś czas na pomorzu, spędziłem sporo czasu w Warszawie, ale to właśnie Kraków okazał się najlepszym miejscem do życia. Tym, z którego chcę wyruszać w swoje kolejne podróże.
O Krakowie z pewnością mogę powiedzieć, że to miasto, które ma duszę. Ono potrafi wiele dać tym ludziom, którzy są zdolni do tego by dać też coś od siebie. Tutaj dobrze poczuje się każda osoba umiejąca nawiązać więź nie tylko z ludźmi, ale też z zabytkami, w których kryje się duch tego miasta. Ponadto Kraków ma do zaoferowania coś każdemu odwiedzającemu – czy będzie to turysta, czy biznesmen w podróży służbowej czy pisarz szukający natchnienia. Jest tu trudna do opisania i uchwycenia magia, której można doświadczyć nie tylko odwiedzając Rynek i okolice, ale będąc w Podgórzu, na Kopcu Kościuszki czy w Nowej Hucie. Właśnie ten klimat zatrzymał mnie w Krakowie na stałe. Nie bez znaczenia jest też fakt, że stąd jest bardzo blisko w moje ukochane Tatry.
-Z Tatrami wiąże się też inna Pańska inicjatywa: slajdowiska wysoko nad poziomem morza.
-Rzeczywiście, pod koniec ubiegłego roku, rozpocząłem realizację projektu cyklicznych slajdowisk, które odbywają się w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Taki pomysł nie był wcześniej przez nikogo realizowany ponieważ, jak sądzę, potencjalni organizatorzy obawiali się o frekwencję ze względu na zupełnie nietypowe i nie dla każdego dostępne miejsce. Tymczasem okazało się, że chętnych nie brakuje i także ten pomysł szybko znalazł naśladowców. Wkrótce po uruchomieniu górskich slajdowisk przeze mnie z podobnym cyklem wystartowało schronisko na Głodówce. I podkreślę raz jeszcze, bo nie jest to wyrzut: ogromnie cieszę się, że znajdują się naśladowcy, entuzjaści, którym też chce się robić coś dla innych, popularyzować rzeczy ciekawe. Jestem szczęśliwy mogąc dać impuls do takich działań.
-Czym slajdowiska w Tatrach różnią się od tych w Krakowie?
-Podstawowa różnica to dostępność miejsca projekcji. Sporadycznie odbywają się slajdowiska w niektórych schroniskach, ale są to miejsca gdzie można łatwo dojść czy wręcz dojechać samochodem. W Dolinie Pięciu Stawów Polskich jest inaczej. Tam nie ma możliwości dostania się żadnym pojazdem, a zatem publiczność stanowią przede wszystkim ludzie gór i to doświadczeni – szczególnie zważywszy na fakt, że inauguracja cyklu przypadła zimą. Wtedy w wysokie góry wybierają się przede wszystkim wprawieni miłośnicy górskich szlaków, których kilkugodzinny marsz nie przeraża. Pod kątem takiej właśnie publiczności opracowywany jest program spotkań. Są to slajdowiska o górach, dla ludzi gór realizowane w fantastycznym miejscu. Może nie wszyscy wiedzą, ale schronisko, gdzie spotykamy się na slajdach, wybudowała niegdyś i wciąż prowadzi rodzina Krzeptowskich. Dzięki ich ogromnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, miłości do gór, miejsce to ma niepowtarzalny charakter.
-Kolejny Pański projekt również wiąże się z Tatrami, a konkretnie rzecz ujmując z propagowaniem świadomej turystyki górskiej…
-Tak. Mam nadzieję, że ten projekt dotrze do wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek odwiedzili lub odwiedzą piękne polskie Tatry. Nazwy projektu jeszcze nie zdradzę, ale w jego ramach wraz z grupami uczestników zgromadzimy się w Zakopanem 23 czerwca, a dwa dni później, 25 czerwca o godzinie 15:00 aż 129 grup stanie jednocześnie na 129 dostępnych szczytach tatrzańskich spośród 155 opisanych. Postaramy się widzieć siebie nawzajem, tam gdzie to możliwe, sygnalizując swoją obecność flagami i transparentami.
-Co ma to na celu?
-Sam gest i czas jednoczesnej obecności tak dużej liczby ludzi na tatrzańskich szczytach jest czysto symboliczny. Chodzi wyłącznie o to by za pomocą tej akcji zwrócić uwagę ludzi na zagadnienie rozważnego korzystania z uroków gór. To będzie czas, gdy znów w Tatry wyjadą na wakacje tysiące osób. Chcemy by, zanim wyruszą na szlaki, dowiedzieli się w sposób prosty i przystępny, czym są tatry, kto w nich mieszka, jak ogromne i ważne to dziedzictwo, a także jak przygotować się do górskich wędrówek. Dzięki tej akcji postaramy się dotrzeć poprzez media do szerokiego grona odbiorów, którym będziemy przypominać, że w Tatrach, my ludzie, jesteśmy tylko gośćmi i zawsze powinniśmy się zachowywać z rozwagą i szacunkiem dla otaczającej nas przyrody. Warto jeszcze dodać, że te 129 ekip w drodze powrotnej ze szczytów zajmie się, ni mniej ni więcej, tylko zbieraniem śmieci ze szlaków. Nie od dziś wiadomo, że Tatry są koszmarnie zaśmiecane przez nieodpowiedzialnych turystów. Musimy wreszcie rozgłosić w całym kraju, że tak nie wolno robić! Liczę na to, że ta akcja stanie się swego rodzaju narodową lekcją właściwego zachowania w górach.
Rozmawiała: Agnieszka Kantaruk
Leave a Reply