Agnieszka Lisak, autorka trzech książek popularnonaukowych na temat dawnej polskiej obyczajowości prowadzi bloga www.lisak.net.pl/blog stanowiącego wciągającą lekcję historii w obrazach. Czytelnikom Modnego Krakowa podpowiada jak zadbać o rodzinne archiwalia i mówi o tym co może nam dać taka podróż w przeszłość.
– Blogowi prowadzonemu przez Panią przyświeca motto: najpiękniejszy rodzaj podróży, to podróż w czasie. Kiedy dla Pani rozpoczęły się te podróże?
Gdzieś w liceum kupiłam sobie pierwszą książkę poświęconą dawnej obyczajowości, była to pozycja J. Bystronia pt. „Dzieje obyczajów w dawnej Polsce”. No i przepadłam z kretesem. Jest coś magicznego w tym, gdy człowiek może wejść w buty innych ludzi, poczuć zapach ulic, którymi kiedyś chodzili, usiąść obok nich, zobaczyć z bliska, jak byli ubrani.
– Dwie swoje książki poświęciła Pani w całości obyczajowości XIX wieku, także na blogu przewagę stanowią treści poświęcone właśnie tamtym czasom. Dostrzegam zauroczenie, ale nie bezkrytyczne. Łowi Pani i z humorem opisuje także osobliwości i absurdy z przeszłości. Co Pani zdaniem było w XIX wieku szczególnie atrakcyjne, a co, jako osobie, która przebadała ogrom materiałów źródłowych z epoki, podoba się Pani w tamtych czasach najmniej?
Oczywiście możemy zachwycać się wiekiem dziewiętnastym, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że ludzie, którzy w nim żyli, nie byli idealni. Dziś z perspektywy stulecia raczej rzadko potrafimy to dostrzec. I właśnie dlatego staram się trochę odbrązawiać przeszłość, ściągać wielkich z piedestałów, pokazywać nie zawsze chlubną ich twarz.
Wiek XIX pełen był sprzeczności, dobre mieszało się ze złym, białe z czarnym. Przykładowo, warstwom wysokim zwykliśmy przypisywać dobre maniery. Jeszcze nasze prababki mawiały, że za ich czasów, to wszystko było inaczej, czyli lepiej. Faktycznie warstwy wysokie zachowywały dobre maniery, niestety tylko w relacjach z równo lub lepiej urodzonymi od siebie. Całą resztę darzono pogardą, wyzyskiwano poddanych, bito służące, gwałcono je. A gdy dziewczyna zachodziła w ciążę, wyrzucano ją na ulicę, by pozbyć się problemu. Doskonale opisała to Gabriela Zapolska w „Moralności pani Dulskiej”.
Dama, która na co dzień była wrażliwa i potrafiła dostawać spazmów na wieść o śmierci kanarka, pozostawała zupełnie obojętną na nędzę swoich poddanych, czy też poniżające traktowanie ich przez męża. Pałac i sala balowa, to był jej świat, wszystko, co poza nim, raczej jej nie obchodziło. Doskonały portret psychologiczny takich właśnie salonowych dam, (zwanych lalkami) odmalował B. Prus w „Lalce”, opisując Izabelę Łęcką.
I może jeszcze jeden przykład, w trosce o reputację kobietom z wyższych sfer zabraniano pracować, tak aby żaden zbyt nisko urodzony mężczyzna nie miał do nich dostępu i nie składał im niemoralnych propozycji. Gdy jednak zostawały sierotami czy wdowami, często musiały się prostytuować, by przeżyć. Bo niestety nie miały żadnego zawodu i w krytycznej sytuacji nie potrafiły zarobić na własne utrzymanie.
– Czytelników bloga zachęca Pani do współpracy przy jego tworzeniu. Chodzi o poszukiwanie ciekawych materiałów sprzed 1945 roku, by ocalić je od zapomnienia i zniszczenia. Dlaczego warto je zachować? Wskazuje Pani, że mogą to być nie tylko zdjęcia, ale też wycinki prasowe, stare reklamy czy ogłoszenia. Wydaje mi się, że z niejednego strychu tego rodzaju archiwalia zostały po prostu wyrzucone na śmietnik.
Stare zdjęcie do „życia” potrzebuje widza. Gdy oglądam dawne fotografie, czuję się tak, jak gdybym na chwilę przywracała życie tym, którzy na nich są. Dla mnie jest coś magicznego w takim oglądaniu, jest to najpiękniejsza modlitwa za zmarłych, jaką możemy zmówić.
– Co mogą zrobić z takimi materiałami osoby, które znajdą je w domu swoim, dziadków czy krewnych? Archiwizacja elektroniczna – skan, fotografia są aktualnie łatwodostępne, ale co z oryginałami? Przechowywać, dbając o nie samodzielnie? Oddać do muzeum?
Wielu z nas wydaje się, że najlepszym sposobem na ocalenie rodzinnych pamiątek jest podarowanie ich do muzeum. Nic bardziej mylnego. Nie boję się sformułowania, że podarować rodzinne pamiątki do muzeum, to tak jak gdyby wyrzucić je na śmietnik.
Stoję po drugiej stronie barykady, jestem osobą, która stara się docierać właśnie do takich pamiątek – perełek, by pokazywać je czytelnikowi. Często graniczy to z cudem. Są muzea, które odmawiają pokazania czy też sfotografowania eksponatu na zasadzie „nie i nie zamierzamy się z tego tłumaczyć”. Inne za zrobienie kopii żądają zaporowych opłat. Przy ich wysokości autor musiałby zacząć dopłacać do własnych artykułów. Efekt jest taki, że zbiorów tych nikt nie ogląda i nikt do nich nie ma dostępu. Bo ile osób stać na to, by z Gdańska przyjechać do Krakowa, by osobiście zobaczyć jakąś fotografię, kopiować jej we własnym zakresie oczywiście nie wolno. Co z tego, że raz na 70 lat jakiś profesor opisze eksponat w prasie bardzo naukowej, której nikt nie czyta. Z tego też powodu, uważam, że zdecydowanie lepszą formą ocalania dokumentów i zdjęć jest ich utrwalanie w wersji elektronicznej. Sama zachęcam czytelników swojego bloga do przesyłania takich elektronicznych kopii. Oczywiście nie mogę obiecać, że upublicznię wszystkie, przechowam na pewno tak. Do przyłączenia się do akcji zachęcam oczywiście także czytelników Modnego Krakowa.
– Na świecie wielką popularnością cieszy się serwis pinterest.com, w którym użytkownicy gromadzą ulubione obrazy. Bardzo wiele takich prywatnych kolekcji jest poświęconych właśnie dziewiętnastemu wiekowi, a gromadzą je przede wszystkim młodzi ludzie.
Doskonale znam tę stronę, jest to świetne miejsce na archiwizowanie starych zdjęć, ich pokazywanie i uczenie się przeszłości. Uważam, że dziś największym i najbardziej atrakcyjnym muzeum świata jest internet.
Zbierając stare zdjęcia, dokumenty, ryciny…, tworzę takie właśnie elektroniczne muzeum, będące miniaturką Pinterest’a. W chwili obecnej pokazałam na blogu już ponad 1200 starych zdjęć, obrazów, rycin, dokumentów. Są tam m.in. dziewiętnastowieczne zdjęcia przedstawiające: aktorki, tancerki, dawne ulice, slumsy, głodujące dzieci, śpiące na ulicach, a nawet zdjęcia erotyczne.
– Dla odmiany w naszym kraju często pojawia się w publicznych dyskusjach komentarz, że Polska młodzież nie lubi uczyć się historii, postrzegając ją jako nudny zbiór dat. Czy Pani zdaniem zdjęcie mogłoby stać się takim nośnikiem, który tę „nudną” historię ożywi w oczach młodego odbiorcy? I, w jaki sposób można Pani zdaniem posługiwać się starymi zdjęciami aby stały się dla młodzieży właśnie tą „najpiękniejszą podróżą”?
Nie dziwię się, że młodzież tak mało interesuje się historią. W historii z podręczników szkolnych za dużo jest dat, liczb, a za mało ciekawostek i żywego człowieka. Dzisiaj społeczeństwo jest bardzo leniwe, nie lubi dużo czytać. I właśnie z tego też powodu staram się na swoim blogu pokazywać historię obrazem, a nie słowem. Jest on na swój sposób „komiksem” na temat przeszłości. Czy udanym? Pozostawiam to do oceny czytelnika, zapraszając jednocześnie na swojego bloga www.lisak.net.pl/blog i życząc miłej podróży w czasie.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Agnieszka Kantaruk
Leave a Reply